Dwa dni po wyprawie na Katlov, wybrałem się na kolejną zasiadkę, tym razem w gronie rodzinnym, bo był ze mną syn mojej siostry - Dominik. Naszym poligonem karpiowym stały się Gosławice. Jak można się domyśleć, nie miałem zbyt wiele czasu na przygotowania, przez co trochę się obawiałem, że ta wyprawa zakończy się fiaskiem. Choć początek znów nie był kolorowy, to z zasiadki wracałem jednak mocno uradowany.
Mówią, że Gosławice to “wanna z rybami”, choć nie jeden tam już poległ. Bo jak wiadomo, karpiarstwo lubi być nieprzewidywalne i ta zasada nie omija żadnej wody. Również tej, tak bardzo osławionej. To moje nieprzygotowanie do łowienia, trochę mnie zatem martwiło, bo szkoda byłoby wracać z Gosławic “o kiju”.
Zaplanowaliśmy z Dominikiem łowić równy tydzień. Zaraz po przyjeździe przeszliśmy do szykowania stanowiska i nęcenia. Postawiliśmy na ziarna: konopie, rzepik i kukurydzę, dopalone nowością od Tandem Baits SuperFeed Pure Powder Boosterem o smaku Arctic Krill. Dodatkowo na każdy zestaw poleciały pokruszone kulki z tej samej serii.
Dominikowi Gosławice odpaliły niemalże natychmiast. I to w wielkim stylu!
W drugiej dobie, tuż po godzinie 14.00 zanotował potężne branie na jednej z wędek. Po dość zaciętym i ciężkim holu, naszym oczom okazała się dorodna mamuśka. Jak się później okazało, była to największa ryba tego wyjazdu i nowe PB Dominika. Karp miał 25,800kg i wyglądał naprawdę pięknie. Choć ryba dała Dominikowi nieco popalić podczas wyciągania, to emocje, które nam w tym czasie towarzyszyły i uczucie satysfakcji, szybko zrekompensowały utracone siły. Pozostała tylko radość i nadzieje na kolejne takie okazy.
Dominik w początkowej fazie wyjazdu odławiał karpie dość regularnie, a ja tradycyjnie zostałem na zero. Dopiero po dwóch dobach woda i dla mnie się odczarowała, w momencie kiedy u mojego kompana brania nieco przycichły. Śmiałem się, że końcówki zasiadek po prostu należą do mnie.
Zacząłem odnotowywać regularne brania zarówno w dzień, jak i w nocy. Kluczem do sukcesu okazała się odpowiednia przynęta. Zdecydowanie na tej wyprawie królował jeden smak, był to dumbells wafters Live Citrus z serii Pure, na który wspólnie z Dominikiem wyciągnęliśmy najwięcej karpi. Ta przynęta to prawdziwa PETARDA. Już na Katlov pokazała swoją moc, a tu na Gosławicach tylko się to potwierdziło, przez co już na stałe znalazła miejsce w mojej torbie. Drugą przynętą, która również sprowadziła parę karpi na naszą matę, był dumbells Arctic Krill, także nowość od TB.
Ogółem na tej wyprawie złowiliśmy 33 karpie. Tak jak pisałem, było to dość systematyczne łowienie, bowiem notowaliśmy brania zarówno w dzień, jak i w nocy. Pod koniec zasiadki ryby zdecydowanie lepiej żerowały, co najprawdopodobniej wiązało się z ociepleniem wody. Kiedy przyjechaliśmy miała ona zaledwie 5 stopni. Gdy wyjeżdżaliśmy jej temperatura już podniosła się o kolejne 4. Zdecydowanie można było odczuć tę różnicę w braniach.
Wszystkie ryby ciągnęliśmy do brzegu, raptem dwa razy wypłynęliśmy po karpie, które podczas holu zaparkowały w zielsku. Stwierdziliśmy, że nie będziemy sobie ułatwiać sprawy, chcąc nieco się posiłować i powalczyć. Taka zabawa dawała nam wiele frajdy, ale też dużą dawkę satysfakcji. Jak dla mnie, zupełnie inaczej smakuje wtedy wędkarski sukces, a już zwłaszcza, gdy ryba wyciągnięta ostatkami sił na brzeg, okazuje się być rybą życia.
Tym razem Dominik zatriumfował, łowiąc największego karpia tego wyjazdu, jednak ja nie narzekałem. Złowiłem masę pięknych karpi, które dały wiele radości. Kolejne wyjazdy przede mną, w tym również z synem. Już nie mogę się ich doczekać. Początek sezonu jest całkiem niezły, więc mam nadzieję, że dobra passa zostanie ze mna do końca.
Połamania
Robert Skrętkowicz