NIEPLANOWANY WYPAD NA KARPIE

NIEPLANOWANY WYPAD NA KARPIE
Ładuję... 12 wyświetleń
NIEPLANOWANY WYPAD NA KARPIE

Ten weekend w zasadzie miał być zupełnie inny. Miałem nie ruszać się z domu i nie myśleć o rybach. Ale wyszło jak wyszło…

Nekielka to łowisko znane wielu karpiarzom. Jak więc mogłem odmówić propozycji wyjazdu na tę pełną ryb wodę? Tym bardziej, że jeden kumpel zrezygnował i było wolne miejsce. Pomyślałem, że może jest to jakiś znak, że powinienem tam być. A może po prostu była to idealna wymówka, by na te karpie pojechać. Nie ma co dochodzić. Pojechałem.

Gdy dotarłem na miejsce wcale nie było tak fajnie, jak to kreowało się w moich marzeniach. Pierwsza doba minęła mi zupełnie bez brania i już dochodziły do mojej głowy myśli, że może jednak trzeba było zostać w domu, że to nie jest mój dzień. Postanowiłem jednak zawalczyć o ten wyjazd i postarać się ze wszystkich sił, by jednak coś z tej wody wyłuskać.

Ogólnie zacząłem od grubego nęcenia, chciałem jak najszybciej przyciągnąć karpie w okolice swoich zestawów, co okazało się marnym pomysłem. Nie wiedzieć czemu na tej zasiadce ryby zdecydowanie lepiej reagowały na dużo mniejsze porcje żarcia. Zmieniłem więc taktykę i zacząłem nęcić delikatnie - garść pelletu, garść kulek i garść kukurydzy. Wszystko dopalałem Morwą i wrzucałem do wody. 

No i się zaczęło. 

Rankiem drugiej doby już wiedziałem, że nie będę żałował swojej decyzji. Zaczęły się brania i to naprawdę odrzutowe, które wyrywały mnie z kapci.

Na zestawach zawisło ziarno orzecha tygrysiego z małym waftersem 12mm Live Citrus. Ten zestaw był tak dobry, że nie zmieniałem go do końca wyjazdu. Ryby brały głównie na wywieziony zestaw. Druga wędka, którą posyłałem rzutowo, raczej leżała cicho, choć dwie mniejsze rybki udało się na nią wyciągnąć.

Ale… przecież nie mogło być za pięknie.

W trakcie łowienia zepsuła mi się łódka zanętowa, co było dla mnie nie małym dramatem, bo to właśnie na wywożone zestawy miałem lepsze rezultaty. W akcie rozpaczy zadzwoniłem do kumpla, który łowił nieopodal na PZW i ku mojemu niewiarygodnym szczęściu, zgodził się pożyczyć mi swoją, a sam zaczął wywozić zestawy pontonem. Ten heroiczny gest uratował moje cztery litery, a ja do dziś jestem mu niezmiernie za to wdzięczny.

Niedługo po tym mój sygnalizator dał znać o następnym braniu. Zaciąłem rybę i zacząłem leniwy, niczym nie wyróżniający się hol, bardzo bezczynnej ryby, która w zasadzie nie miała zamiaru w ogóle ze mną walczyć. Kiedy przyciągnąłem ją do brzegu zacząłem krzyczeć jak poparzony. Zobaczyłem wielką płetwę, pysk i grzbiet, co już uzmysłowiło mi, że nie będzie to mała ryba. Adrenalina wyskoczyła w górę, a kiedy na wadze zobaczyłem 25kg, myślałem że rozpruje mi żyły. Byłem przeszczęśliwy. Szybko i w bezpieczny sposób wypuściłem tego prześlicznego karpia z powrotem do wody, a sam jeszcze dłuższą chwilę dochodziłem do siebie. Był to fantastyczny moment. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Ogólnie na tej zasiadce złowiłem osiem przepięknych karpi, z czego ten 25kg okaz był największy. Do domu wracałem uhahany po pachy. Jak dobrze, że zdecydowałem się tutaj przyjechać. Na przyszłość już wiem, że takich znaków nie można lekceważyć, kiedy ryby wybierają Ciebie,a nie Ty ryby.

Pozdrówki

Marcin

Komentarze
Zostaw swój komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany
© 2020 Tandem Baits