Godzina 14:00, kierunek - zbiornik po starej żwirowni. W drodze na łowisko cały czas zastanawiałam się, które miejsce będzie dzisiaj najlepsze. Wiadomo przecież, że w takie upały ryba może nie żerować na otwartej wodzie, tylko chować się w cieniu drzew.
Wybierając się na kilkugodzinną zasiadkę, wybór stanowiska jest bardzo istotny. Nad zbiornikiem było dokładnie tak, jak się tego spodziewałam. Na środku wody kompletnie nic się nie działo, oprócz spławów karpi. Nie zastanawiając się długo, postanowiłam zająć miejsce, z którego miałam dostęp do małej i cichej, spokojnej zatoki. Jest to dość trudne stanowisko, ponieważ są tam zatopione gałęzie, drzewa i różne inne przeszkody. Nic w tym dziwnego, że mało osób wybiera tę część łowiska. Ja jednak postanowiłam zaryzykować.
Po rozłożeniu sprzętu nadszedł czas na przygotowanie zestawów. Mimo tego, że na tym łowisku można używać haczyków z zadziorem, postanowiłam złamać zadzior. Następnie przyszła kolej na zanętę. Wybrałam siateczkę PVA. Zapytacie dlaczego? Z tego prostego względu, że pozwala na dokładne zanęcenie miejsca, a jednocześnie nie straszy ryb, które szukają spokoju w cichej zatoczce. Do zanęty użyłam SuperFeed PVA Stick Mix o smaku Chilli Robin Red, pokruszonych kulek, kukurydzy oraz pelletu. Wszystko zostało zalane SuperFeed Liquid PVA Stick Booster o takim samym smaku jak Stick Mix. Na włos wybrałam kulkę serii SuperFeed Boilies Kałamarnica&Pomarańcza.
Pierwsze dwie godziny minęły bardzo spokojnie i leniwie. W miejscu zarzucenia było widać aktywność ryb, które jednak nie chciały połknąć przynęty. Zastanawiałam się, czy czegoś nie pomieszałam i czy coś poprawić, ale moje rozmyślenia nagle przerwał dźwięk sygnalizatora…
Po dobiegnięciu do wędki radość i ekscytacja szybko zmieniły się w stres i zdenerwowanie. Tak jak wspomniałam wcześniej, w tym miejscu jest dużo przeszkód. Chwila nieuwagi i ryba może znaleźć się już w zaczepie. Na szczęście tak się nie stało. Zrobiłam kilka fotek i ryba wróciła do wody. Następnie wymieniłam przynętę, zawiązałam PVA i nowy zestaw znowu wylądował w tym samym miejscu.
Około pół godziny później sygnalizator ponownie się odezwał. Tym razem nie udało mi się powstrzymać karpia przed zaczepami, ale dzięki haczykowi, którego pozbawiłam zadziorów, karp sam się wypiął i bezpiecznie odpłynął.
Niestety po tym nastąpiła cisza, ponieważ poprzedni karp spłoszył wszystkie ryby z zatoczki. Nie zostało mi nic innego jak czekać i po cichu liczyć na to, że jeszcze coś się zmieni. Czas płynął nieubłaganie i w końcu musiałam zacząć się pakować. Poczułam jednak, że powinnam zostawić wędki w wodzie jeszcze na 5 minut. I to była dobra decyzja. Kolejne branie! Ten hol był bardzo spokojny, karp ominął zaczepy i wpłynął bez problemu do podbieraka.
Z łowiska wracałam pełna ekscytacji i jednocześnie satysfakcji. Wszystko pięknie zagrało i mogłam się cieszyć kolejnymi rybami na koncie oraz udaną zasiadką. Oby więcej…:)
Pozdrawiam
Martyna Wyrobek