Łowienie dużych ryb w rzekach to nie lada wyczyn. Nie chodzi w tym momencie tylko o samą siłę tych okazów, ale przede wszystkim o wyszukanie odpowiedniej miejscówki i znalezienie interesujących nas ryb.
Innym ważnym aspektem jest długa, mozolna obserwacja wybranego miejsca oraz praca nad jego uatrakcyjnieniem poprzez nęcenie i przyzwyczajanie potencjalnej zdobyczy. W moim przypadku są to amury.
Na rzece łowię wraz z moimi kolegami. Nasz team to zgrana paczka przyjaciół i ludzi ześwirowanych na punkcie wędkarstwa. Jest nas czwórka: ja, Jarek, Bartek i Adrian. Najfajniejsze jest w tym to, że trzymamy się razem i wspieramy na każdym kroku. Już jako mali chłopcy marzyliśmy o wyciąganiu wielkich amurów z Wisły. Zawsze wydawało nam się, że jest to cel nie do osiągnięcia. Postanowiliśmy jednak spróbować. W ramach tego artykułu podzielę się z Wami procesem, jaki przeszliśmy od zamysłu łowienia tych ryb w krakowskich wodach Wisły do życiowego PB na macie. Mam nadzieję, że nasz przykład przysłuży się do bicia Waszych rekordów na rzekach.
Wszystko zaczęło się jakiś rok temu, kiedy postanowiliśmy postawić wszystko na jedną kartę. Uparliśmy się, że będziemy łowić amury z Wisły i nic nie miało stanąć nam na przeszkodzie. Oczywiście przeszkód było bardzo wiele. Przede wszystkim nasz poligon wędkarski, czyli Wisła, nie jest najłatwiejszym terenem. Ogólnie duże rzeki zawsze stawiają jakiś opór, chociażby w postaci braku dobrej miejscówki. Mogę od razu powiedzieć – jeśli mamy piękny, czysty brzeg z otwartym dostępem do rzeki, to z dużym prawdopodobieństwem nie ma tam ryb. W wędkarstwie już tak jest, że aby połowić, trzeba przedrzeć się przez duże chaszcze i wyszukać miejscówki idealnej, w której to nie nam, a rybom jest wygodnie.
Zatem zaczęliśmy poszukiwania, pływając po Wiśle i obserwując wodę. W końcu to wypatrzyliśmy! Najlepsze, wręcz idealne miejsce na spełnianie marzeń o wielkich amurach… była to totalna dzicz. Dostęp do tego stanowisko był wręcz niemożliwy, ale woda w tym miejscu była świetnym siedliskiem dla amurów. Tych ryb na rzekach należy szukać blisko trzcinowisk, powalonych drzew, gdzie mogą znaleźć naturalne pożywienie. Świetnie, jeśli są to jakieś wnęki koryta, gdzie woda zwalnia i jest mniejsza szansa na wypłukanie dozowanej przez nas zanęty.
Tak właśnie wyglądała Wisła w wybranym przez nas miejscu. Postanowiliśmy, że to właśnie tutaj będziemy łowić. Musieliśmy tylko dostosować nieco brzeg do rozbicia obozowiska. Zajęliśmy się tym zatem, budując nawet molo. Dostać się do naszej miejscówki nie było łatwo, ponieważ trzeba tam dopłynąć wraz ze sprzętem pontonem. Jednak byliśmy tak bardzo zdeterminowani, że nie robiło to na nas żadnego wrażenia.
Następnym punktem było sprowadzenie ryb w wybrane miejsce. Wiązało się to dosłownie z zasypywaniem wybranych punktów kukurydzą. Nęciliśmy grubo, bo szło za każdym razem minimum 50kg słodkiego towaru. W ten sposób nęciliśmy miejsce co drugi dzień.
W końcu przyszła pora na to, aby usiąść z wędką w ręce. Ku mojemu zaskoczeniu, pierwszy amur pojawił się już w ciągu 20 minut od rozpoczęcia zasiadki. W tym momencie byłem pewien, że to co wydawało nam się nieosiągalne, zaczyna nabierać realnego kształtu.
Nie odpuszczaliśmy jednak, cały czas pracując nad łowiskiem. Nęciliśmy niezmiennie, wrzucając masę kukurydzy co drugi dzień do wody, przez cały tydzień. W piątek siadaliśmy nad brzegiem, łowiąc kolejne amury. Oczywiście różne to były zasiadki, raz lepsze, raz gorsze, a raz totalnie beznadziejne. Uczyliśmy się jednak, obserwowaliśmy, wymienialiśmy się spostrzeżeniami.
Na naszych haczykach najczęściej lądowała ta sama kukurydza, którą sypaliśmy podczas nęcenia, ale podbijana Euro Boosterem. Naszym amurom bardzo posmakowała Wanilia, ale sprawdzały się również inne słodkie aromaty, takie jak Morwa czy Brzoskwinia. Raz na jakiś czas do wody leciała także kulka z zanętą, jako dodatkowa zachęta do brań.
Ważnym aspektem podczas łowienia amurów w rzece okazał się dobór przyponu. Większość naszego teamu łowiła na plecionki, ja trzymałem się fluorocarbonu i okazywało się, że moje wyniki były lepsze od kolegów. Wymiana poglądów, zmiana przyponów i wszyscy mogliśmy cieszyć się pięknymi okazami na macie. Innym faktem, który dostrzegliśmy podczas łowienia, to znaczenie koloru żyłki głównej. Nikt by się nie spodziewał, jak duży wpływ ma on na brania. Łowiąc na linkę w zielonej barwie, mieliśmy o wiele lepsze wyniki, niż przy zastosowaniu białej żyłki. Kolejna wymiana przekonań w teamie i znów wszyscy łowimy jednakowymi, zielonymi linkami.
Żmudna, bardzo systematyczna praca przynosiła naprawdę zadowalające efekty w postaci dużych amurów. W moim przypadku udało mi się trzy razy pobić swoje PB, w tym na jednej zasiadce nawet dwa razy. Pierwszy godny uwagi amur ważył 11kg i to już było coś, bo jak wiadomo siła ryb żyjących w rzekach jest ogromna. Jednak kolejna zasiadka przyniosła następny okaz, tym razem o wadze 15,200kg, aby za pół godziny wymęczyć moje ręce kolejnym bydlakiem 15,800kg. To było coś! Te emocje, ta euforia, poczucie triumfu… Miłe uczucie zmęczenia i wisienka na torcie w postaci takiego okazu, a nawet dwóch, to najlepsze, co może spotkać wędkarza. Najlepsza nagroda za kawał roboty.
Łowienie takich ryb w rzece jest piękne, ale bardzo męczące. Są one piekielnie silne i naprawdę warto mieć obok siebie kogoś, kto wspomoże nas w walce z tymi gigantami. Drugim aspektem jest sprzęt. Musi być mocny, tak byśmy byli pewni, że wytrzyma on kolejny odjazd spod brzegu. Osobiście już od jakiego czasu ufam tylko wędce Phanton Green, która miała szansę nie raz się wykazać i nigdy mnie nie zwiodła.
Amur podczas holu nie walczy jakoś zaciekle. Zazwyczaj prawdziwa walka zaczyna się dopiero przy podbieraku. Czujny azjata zaczyna się szarpać i uciekać, wystawiając na próbę cały nasz zestaw. Trzeba go trochę wymęczyć i poczekać aż będzie gotowy do podebrania. Pamiętajmy, aby podczas wypuszczania powentylować każdą rybę i dać jej czas na regenerację sił.
Łowienie amurów w rzekach do najprostszych nie należy, ale z pewnością przynosi wiele satysfakcji. Jak widać na naszym przykładzie, dobranie się do rzecznych okazów to tak naprawdę wypracowana strategia, która potrzebuje czasu na przyniesienie efektu. Badania, obserwacja, powielanie prób, nauka na błędach i duża doza cierpliwości – to główne cechy przyszłych sukcesów.
Powodzenia
Andrzej