Jak pewnie część z Was już zauważyła w tym sezonie postanowiliśmy razem z Moniką,obrać za cel naszych karpiowych poszukiwań łowiska zlokalizowane w różnych częściach
Europy. Rozpoczynaliśmy sezon na węgierskim Balatonie, później przyszedł czas na najlepszą zasiadkę w życiu u Jakuba Vagnera na Czeskim Katlov, a na deser zostawiliśmy sobie Hiszpańską ekspedycję w nieznane.
Sam pomysł odwiedzenia Rio Ebro powstał bardzo spontanicznie przy planowaniu urlopu, a przygotowania ograniczyliśmy do totalnego minimum.Większa część uprawiających turystykę wędkarską na wyprawy nad Hiszpańską pustynię, przez, którą przepływa znane chyba wszystkim Rio Ebro, wybiera wersję wygodniejszą czyli samolot + baza wędkarska, których nad brzegami tej cudnej rzeki nie brakuje.My jednak nie mieliśmy zamiaru przegapić tego wszystkiego co podróżujący samolotem po prostu mijają w chmurach.
Nasza trasa przebiegała wzdłuż lazurowego wybrzeża, terenów górzystej Provansi oraz Hiszpańskiego Costa Brava rozciągającego się malowniczo w bliskim sąsiedztwie pasma górskiego Pirenejów.Widoki jakie mieliśmy okazję zobaczyć na zawsze już zostaną zapamiętane w naszej głowie i nic nigdy nam ich już nie odbierze.Po przejechaniu 2500 km. dotarliśmy do miejscowości Playas de Chacon w jedyne zaplanowane miejsce na naszej trasie.Mieliśmy w tym miejscu spotkać się z Jarimem, który wypożyczył nam łódkę, oraz wstępnie zapoznał nas z regulaminem jak i różnymi miejscowymi niebezpieczeństwami, które gdzieś w krzakach mogły na nas czekać.Po odebraniu sprzętu pływającego, zwiedziliśmy kilka potencjalnych miejsc, gdzie moglibyśmy dojechać autem, jednak zostając w totalnym odosobnieniu.Nie ma nic piękniejszego jak kosztować porannych i wieczornych kąpieli nie widząc oraz nie słysząc oznak cywilizacji.Przez 4 noce, które udało nam się spędzić nad Rio Ebro jedyne co spotkałem to kontrola zezwoleń na połów i dziki Ryś,który zaszedł mi drogę gdy wychodziłem leśnej toalety.Pogoda jaką nas przywitało lipcowe Rio Ebro nie była zbyt przychylna, 44 stopnie w cieniu oraz bardzo duże wiatrzysko, które nie wiadomo skąd oraz kiedy zaczynało bardzo silnie operować co w dużej mierze utrudniało nam codzienną pracę nad tym, żeby uświadczyć branie naszego pierwszego Hiszpańskiego karpia.Po dwóch dobach, gdy na brzegu i na wodzie spotykaliśmy dużych rozmiarów padnięte samice po później jak się okazało tarle nie napawało mocno optymizmem.Jednak Ci co nas znają wiedzą, że poddanie się w naszym przypadku nigdy nie wchodzi w rachubę.Przejechanie gigantycznej ilości kilometrów dodatkowo zmotywowało nas do jeszcze cięższej pracy nad wymarzonym choćby jednym braniem.Praca na wodzie w okresie letnim nad Rio Ebro jest naprawdę tytaniczna i wymęczająca, woda, której temperatura wynosi ponad 30 stopni powoduje bardzo szybkie wymywanie przynęt i zanęt z łowiska. Co 2 godziny musieliśmy wymieniać przynęty na włosie oraz donęcać miejsca położenia zestawów.Za każdym razem na zestaw szło około 1kg zanęty i tak w koło Macieju- nawet nie zdążyłem się zorientować jak szybko minęły dni zaplanowane na tę przygodę.Po trzech nie do końca satysfakcjonujących nas dobach nastąpiło pierwsze branie Hiszpańskiej wyścigówki. Ryby z tutejszych okolic mają bardzo długą linię boczną oraz potężne mięsiste grube wąsy pomagające im lokalizować pożywienie.Ryba pokusiła się na nasz nowy testowy pellet, z bardzo zamulonego miejsca zlokalizowanego na zewnętrznej części zakrętu koryta.Nie będziemy sobie dodawać, że nasze doświadczenie rzeczne przekuło się w wytypowanie tego miejsca na położenie zestawu.W tym przypadku wykorzystałem doświadczenie kolegi z Teamu, który na rzecznych łowach zjadł zęby- czyli Roberta Rybczyńskiego vel. Ryba.To właśnie on w jednej z naszych rozmów zapytany gdzie by ich szukał podał nam taki pomysł. Że jestem osobą pamiętliwą to co powiedział mi Ryba zapamiętałem dokładnie i wprowadziłem w życie prawie 1:1.Wytypowane miejsca z okolic skał, gdzie normalnie najczęściej poławia się karpie w tym rejonie przez 3 doby nie dały nawet piknięcia.Oczywiście było to spowodowane tym, że ryby po tarle jeszcze się nie przemieściły w swoje nominalne lokalizacje. Sum, który również był w spektrum naszych zainteresowań też reagował bardzo niemrawo, co również było spowodowane tym, że żerował na poobcieranych i wymęczonych po tarle karpiach. Nie jest tajemnicą, że mimo zakazu co poniektórzy właśnie na karpia łowią swoje rekordowe okazy sumów.Nasz przewodnik również zasugerował nam nie nachalnie, że w tej sytuacji na wodzie jaka nas spotkała, największą szansę na złowienie suma da nam połów na żywca.Ci co nas znają wiedzą, że ryby karpiowatej nie skrzywdzę i tym bardziej nie założę jej jako przynęty. Nie oceniam innych bo dla sumiarzy karp po prostu jest przynętą taką samą jak dla mnie kulka czy pellet lub nawet kukurydza.Zostałem przy pellecie i kulkach co wynagrodziło wieczorem tego samego dnia z tego samego miejsca kolejnym długim chudym i poobcieranym karpiem, który mimo wszystko dał nam duży zastrzyk dopaminy.Ostatnia noc przebiegała bardzo spokojnie do czasu, aż sumowy patent Moniki dał nam znać w namiocie w okolicy 5-6 rano, że coś się dzieje na jednej z wędek ustawionych typowo pod ,,Wąsa,, .Jeden z dwóch kijaszków, które 4 doby milczały jak zaczarowane mimo pięknych warkoczy z sumowych ogonów ocierających się o nasz marker w końcu zaczął dawać znać, że przyszedł czas na spotkanie z drugim gatunkiem po, który defakto wybraliśmy się aż do Katalonii.Ryba po zacięciu od razu ruszyła kamienistym korytem, więc wpakowaliśmy się łódki i podejmowaliśmy walkę z wody.Mimo iż osobnik, który połakomił się na nasz pellet wielkości zaciśniętej pięści nie był dużym egzemplarzem to dał mi gigantyczną radość z samego spotkania się z tym gatunkiem.4 noce spędzone nad Hiszpańskim Rio Ebro było magiczne.Sama myśl o tym co pływa w tej rzecze jest elektryzujące na tyle, że pozwala wierzyć do samego końca na oparach złudzeń, że dziś właśnie nastanie ten dzień.Jechaliśmy na oglądani filmów jak wszyscy łatwo i zawsze łowią duże ilości ryb karpiowatych oraz monstrualnych ,,wąsów,, nie biorąc pod uwagę tylko jednej rzeczy, że mimo wszystko to jest nadal rzeka chodź mocno zahamowana przez zapory, tamy i inne spowalniacze to jednak rzeka.Chodź bogata w ryby to potrafiąca dać w przysłowiową kość.Plan na kolejne wakacje może być tylko jeden- Rio Ebro- jeszcze tam wrócimy i spróbujemy ponownie swoich sił nad brzegami tej pięknej rzeki gdzieś na końcu Europy.